"Im wyżej się wznosimy, tym mniejsi się wydajemy tym, co nie umieją latać."
F. Nietzsche

Mibo hulaj... dusza

Grzegorz

Czas pochwalić się kolejnymi hulajnogami. Od pierwszej, której zakup błogosławiłem (artykuł tu), zdążyłem już nabyć dwie kolejne sztuki... Cóż, Pasja. Tym razem Pasja wg Grzegorza. Niekoniecznie świętego. W każdym razie jeszcze nie tego.

GrEbcwEGQNWDmMJiz73fRA thumb 1d8

Z chronicznego braku czasu nie przedstawiłem dotąd pierwszej, czyli drugiej (zdj. poniżej). To składak, oczywiście czeskiej produkcji: MIBO typ Mastr, z kołami 20 cali. To już nie najtańsza chińszczyzna (ok. 2300 PLN), do tego niedostępna w Polsce, ale warto było. Kawał porządnego sprzętu na przyzwoitych podzespołach, który jeździ jak złoto i hamuje jak brzytwa. Dzięki funkcji składania można z nią podróżować wszędzie, także niewielkim autem - złożenie i rozłożenie trwa moment. Lokalny wyskok 20-30 km? Długodystansowe wycieczki po 40 km i więcej? Nie ma sprawy. W zależności od dystansu i tempa gwarantowany świetny relaks lub ostry trening, z imitacją 1-kroku w klasyku na nartach i nartorolkach włącznie!

Mibo foto

Foto: hulajnoga Mibo Mastr, materiały firmy Mibo.

Trzecia hulajnoga i druga ze stajni Mibo to ostatnia, która zawładnęla moją wyobraźnią. To się musiało stać.... Po testach znanej marki Kostka (która dopiero mości się na rynku polskim) oraz starannej analizie pozostałych czeskich producentów (m. in. Crussis, Yedoo) wybór padł na Mibo GT Split. Jest najwyższa spośród dostępnych (mierzona od podłoża do kierownicy) na czym szczególnie mi zależało, zapewnia bowiem optymalną pozycję i wysoki komfort jazdy. Jej konstrukcja plus koło 26" z przodu i 20" z tyłu zadają szyku. Oczywiście składana, jak Mibo Mastr - bo to kolejny mój wymóg i funkcjonalność, za którą wg mnie warto trochę dopłacić, aby czuć się wolnym, gdziekolwiek pojedzie się samochodem. Teraz, dysponując dwoma składakami, możliwe są także wspólne wypady w tandemie i bynajmniej nie wymaga to statusu właściciela dostawczaka... Super sprawa.

7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce7yjH90uUSBGCvKoSY6qbKQ thumb 1ce

Czeska nazwa "kolobezka" wydaje się być trafniejszym terminem od polskiej "hulajnogi". Koło - wiadomo. Bezky - to narty. Etymologia nazwy naszej hulajnogi wskazuje na beztroską, w domyśle tylko, zabawę i rekreację, jakie pamiętamy z dzieciństwa. Zupełnie niesłusznie, co prawdopodobnie wpływa na brak wiedzy, niedowartościowanie i niedocenianie tych wspaniałych sprzętów, które w sportowym użytkowaniu wymagają znacznie większej krzepy i wytrzymałości od rozpowszechnionego masowo roweru. Brak przełożeń, biegów, siodełka i łańcucha powoduje, że przy śr. prędkości powyżej 20 km/h wszystko trzeba tu fizycznie wykopać nogami (ze wskakiwaniem / zeskakiwaniem oraz stawaniem na palcach stóp), dynamicznie wypchnąć z brzucha, pracującego grzbietu, ramion, przedramion itd. czyli przy udziale większej ilości mięśni, niż siedząc na rowerze. Kolejny aspekt: nauka poprawnej techniki na biegówkach i nartorolkach nie jest łatwa, o czym nie trzeba specjalnie przekonywać wtajemniczonych czytelników tej strony. Zwłaszcza w porównaniu z nartorolkami technika jazdy na hulajnodze (aktywizująca nogi podobnie jak bieganie, tyle że bez uderzeń na stawy i kręgosłup) jest bajecznie prosta i szybka do opanowania przy jednocześnie wydatnym zaangażowaniu wielu grup mięśni. To zasadniczy powód, dla którego z czystem sumieniem mogę polecić tę aktywność i te sprzęty zarówno biegaczom per pedes, biegaczom narciarskim, rowerzystom - jako trening uzupełniający - oraz wszystkim, którym  cokolwiek jeszcze chce się chcieć.